Proboszcz Ks. Krzysztof Sitek

mniejsze

Proboszcz Ks. Krzysztof Sitek

urodził się 30 lipca 1960 r. w Turzy Śląskiej.

Święcenia kapłańskie przyjął 27 marca 1986 r.

W latach 2002-2019 sprawował funkcję proboszcza w parafii pw. św. Piusa X w dzielnicy Ruda w Rudzie Śląskiej.
Od sierpnia 2019 przyjął funkcję Proboszcza w naszej parafii.

Wywiad z ks. Proboszczem Krzysztofem Sitkiem

Opowie nam Ksiądz skąd pochodzi?

Pochodzę z ziemi śląskiej i ziemi rybnicko-włodzisławskiej, a konkretnie ze znanej miejscowości z racji Sanktuarium Matki Bożej Fatimskiej – Turzy Śląskiej. Tam się urodziłem, wychowałem i tam też zrodziło się moje powołanie do kapłaństwa.

A ma Ksiądz jakieś wspomnienie z dzieciństwa, które bardzo zapadło w pamięć i może chciałby się Ksiądz nim podzielić?

Oczywiście, wszystkie moje wspomnienia są związane z tym, że mieszkałem i nadal mieszkam w bezpośredniej bliskości z kościołem, sanktuarium.  Mam do kościoła z domu rodzinnego bliżej niż proboszcz z probostwa. Dlatego też moje dzieciństwo związane było z tym co było w nim i przy nim. Tam działo się całe życie kulturalne, tam mieliśmy czas na zabawę, na granie w piłkę czy pomaganie siostrom zakonnym. I już od wczesnej Komunii Świętej czułem jak Pan Jezus w sposób szczególny powołuje mnie do służby w Kościele. I był taki moment, gdy jako ministrant w swojej takiej wizji i zobaczyłem siebie po tamtej stronie ołtarza, na miejscu księdza. I wizja była przymnie cały czas i została ze mną , aż do dnia dzisiejszego.

Ile miał Ksiądz lat gdy zobaczył tę wizję? Zrodziło się to pragnienie posługiwania jako kapłan?

Tpo wczesnej Komunii Świętej, kiedy miałem 7 lat skończone, więc to było w czasie gdy miałem jakieś 8/9 lat. Kiedy jako dziecko byłem mocno wpatrzony w założyciela tego sanktuarium i jego budowniczego, teraz już śp. ks. kanonika Ewalda Kasperczyka. To był człowiek, który wywarł na mnie ogromne piękno, w sensie pozytywnym pomógł zrozumieć powołanie do kapłaństwa.

A  jak Ksiądz o swojej decyzji poinformował rodziców i jaka była ich reakcja?

Powiem szczerze. Zdałem maturę, wziąłem dokumenty i sam pojechałem do Krakowa. Nikomu nic nie powiedziałem. Tylko w domu powiedziałem, że jadę z kolegami nawycieczkę, taką całodniową jak to młodzież. Dostałem takie wolne i w ciągu dnia zdążyłem obrócić tam i z powrotem, to jeszcze autobusem liniowym, PKS-em. A w domu powiedziałem po czasie, ale oni wszyscy przeczuwali to, chyba było tak, że ja to na czole miałem już napisane. Nikt mnie już o to nie pytał. Jakoś tak od dziecka, aż do młodzieńca mnie ciągnęło do sanktuarium, do służby, do tego aby czuć się tam potrzebnym. I tak było, aż po ostateczną decyzję i wyjazd na studia.

Moment, moment do seminarium w Krakowie?

Tak zaczynałem seminarium w Krakowie i jestem ostatnim rocznikiem krakowskim. Pierwszy rok studiów mam właśnie tam zaliczony, w pięknym środowisku akademickim. Ten cudowny rok wprowadził mnie atmosferę seminarium, tu Katowicach. Jednak nie da się porównać atmosfery studiowania w Krakowie, a w Katowicach. W Katowicach jako klerycy byliśmy osamotnienie, a w Krakowie jak na owe czasy seminarium duchownych było wiele bo tokrakowskie, częstochowskie i te wszystkie zakonne. Po prostu piękna atmosfera i za ten czas Panu Bogu bardzo dziękuję.

A jak Ksiądz znosił rozłąkę z domem rodzinnym? Jednak między Turzą Śl. a Katowicami jest mniejsza odległość, a niżeli między Turzą, a Krakowem.

To rzeczywiście było ciężkie. Odjechać z rodzinnego domu. Pamiętam mieliśmy wykupione bilety na PKS i jechaliśmy taką długą trasą m.in. przez Pszczynę, Oświęcim. I nie wracało się wtedy tak często do domu, dopiero pierwszy taki wyjazd był na Wszystkich Świętych, następny na Boże Narodzenie. Ale dzielnie znosiłem rozłąkę z domem, jakoś dobrze nam było w tym seminarium. Też w tym roku obchodzę 40 lat jak wstąpiłem do seminarium.

Kiedy Ksiądz przyjął święcenia kapłańskie?

Ja zostałem wyświęcony 27 marca 1986 roku, jesteśmy ostatnim rocznikiem, który był wyświęcony w Wielki Czwartek. Wtedy taka była tradycja, że święcenia kapłańskie odbywały się w Wielki Czwartek. Jesteśmy też pierwszym, wyświęconym rocznikiem przez księdza arcybiskupa Damiana Zimonia.

Przybliży nam Ksiądz parafie, w których posługiwał?

Tak, to bardzo ważne, że kapłan jest ukształtowany przez kolejne parafie do których został posłany. Na pierwszą parafię, taką tymczasową , na którą dostałem dekret po święceniach była Katedra Chrystusa Króla w Katowicach. Taką pierwszą placówką z prawdziwego zdarzenia była parafia Apostołów Piotra i Pawła w Tarnowskich Górach, gdzie byłem tyle ile Pan Bóg i biskup przykazał bo od 1986 do 1989 roku. Potem dostałem dekret do parafii Niepokalanego Poczęcia NMP w Katowicach, gdzie byłem 7 lat, w tym 2 lata jako misjonarz diecezjalny (rekolekcjonista). Przez rok również jako misjonarz diecezjalny mieszkałem  w parafii Apostołów Piotra i Pawła w Gostyni Śląskiej. Kolejny był dekret do Bazyliki w Piekarach Śląskich, a stamtąd w 2002 roku dostałem dekret na urząd proboszcza w Rudzie Śląskiej w parafii Piusa X. Byłem tam 17 lat i w 2019 roku otrzymałem dekret do Bogucic, do Matki Bożej Boguckiej. Można powiedzieć, że Maryja bardzo mocno wzywała mnie, począwszy od Sanktuarium MB Fatimskiej, po parafię Mariacką, przez Bazylikę w Piekarach Śl. aż do parafii MB Boguckiej w Bogucicach do służby w kościele.

Opowie nam Ksiądz jak to było w Rudzie Śląskiej?

 No jak wszędzie początki nie były łatwe. Ogromne bezrobocie, likwacja kopalni, która była jedyną żywicielką 90% rodzin tej parafii. Było bardzo trudno budować duszpasterstwo, ludzie byli bardzo zniechęceni, tą tragedią bezrobocia wielu rodzin. Jednak trzeba było im pomóc, utrzymać ich w kościele. To był też czas wielu samobójstw, początki pijaństwa i wyjazdów wielu młodych ludzi do pracy za granicę. Ale potem sytuacja zaczęła się stabilizować, wspólnie zaczęliśmy robić wiele dobra i żeśmy  się bardzo zżyli. Siedemnaście lat to piękny i długi czas, żeby coś zrobić i zobaczyć tego efekty. Bardzo miło wspominam ten czas, było skromniej ale była  radość wspólnej pracy.

Po 17 latach to już pewnie Ksiądz myślał, że zostanie w Rudzie Śl. Ale jednak otrzymał Ksiądz nowy dekret, na urząd proboszcza tu w Bogucicach. Co Ksiądz wtedy czuł?

No co ja czułem? Na pewno ogromne zaskoczenie, myślałem że nic mnie już tak mocno w życiu nie zaskoczy, a tu dostałem telefon od księdza arcybiskupa, który pyta się czy jestem gotowy na nowe wyzwanie. Wiedziałem, że jest to posłuszeństwo biskupowi, które ślubowałem i mówię, że jestem gotowy. Wszędzie jest kościół, wszędzie są ludzie, jeżeli ksiądz arcybiskup mnie gdzieś widzi. Powiedział, że widzi mnie w Bogucicach, w sanktuarium. Ksiądz proboszcz tam jest ciężko chory i trzeba mu pomóc, trzeba uchwycić te struktury proboszczowskie. No i czułem, że Matka Boża znowu mnie wzywa do siebie i że mam jeszcze coś do zrobienia tu z nowymi parafianami.

A ciężko się było tak przestawić?

Nie było łatwo, czułem się tam (w Rudzie) jak w rodzinie i ciężko było ich opuścić. Była tam dobra atmosferę i oni byli za mną i to zrozumieli. I do dzisiaj mam z nimi kontakt, z proboszczem, parafianami.

Już minęło trochę czasu jak jest Ksiądz w Bogucicach. Jak teraz się Ksiądz tu odnajduje?

Myślę, że tu doświadczenie bycia proboszczem i kapłanem pomogło się szybko zorganizować.    I nie martwię się tym co będzie.  Jasne że są pewne obawy, bo jest wiele nowości, natomiast piękne jest to, że zawsze można wyskoczyć do Mateczki, z Nią to przemodlić i wrócić na probostwo działać. Nie ukrywam, że ciągle się uczę, ale jestem uszczęśliwiony tą posługą. Bo pierwszy rok to takie przypatrywanie się, przejście wszystkiego, co w parafii się dzieje i wiedzieć co trzeba dalej robić. Jest pozytywnie, ludzie są życzliwi co odczuwam podczas odwiedzin kolędowych.

Doszły nas słuch, że pogrywa sobie Ksiądz na perkusji. Skąd takie hobby?

To takie marzenie z dzieciństwa i powiem szczerze, że po 50-tce to marzenie wróciło. I to takie hobby dla własnej przyjemności. Wymaga ode mnie wiele pracy, wiele wyrzeczeń bo nie jestem jakimś tam muzykiem. W granie muszę włożyć wiele pracy. Ale mam satysfakcję, że już mogę sobie coś zagrać, choć nauczyciel dalej do mnie przychodzi raz  w tygodniu. Myślę, że dalej będę się rozwijać i udzielać z tym w parafii. Już nie mogę się doczekać festynu rodzinnego. Pomyślimy co by można ludziom pod nogę zagrać.

Jest też Ksiądz Duszpasterzem Sportowców. Czy ta posługa wynika z tego, że Ksiądz również jest sportowcem?

Od 14 lat jestem Duszpasterzem Sportowców w Archidiecezji Katowickiej. Współpracuje ze sportowcami, przygotowuje ich do sakramentów, rozmawiam z nimi, jak mogę to jestem na meczach. A do tego od 9 lat jestem kapelanem Gieksy Katowice.

Sam jestem sportowcem od dziecka i też grałem w klubie piłkarskim  w rodzinnych stronach. Choć wybór seminarium zakończył moją sportową karierę, której pewnie bym nie zrobił, ale w klubie byłem. W seminarium też graliśmy w piłkę, każdy rocznik miał swoją drużynę, A to się potem przydało w posłudze wikarego, jak grasz w piłkę nożną to ministrantów masz za sobą. Dyscypliny sportowe łączą ludzi. A po nad to w wolnej chwili lubię jeździć na rowerze.

 

Dziękuję za rozmowę!